top of page
< do galerii

Waclaw

1. Co Panu się najbardziej podoba w bieganiu? A za czym Pan w ogóle nie przepada?

Nie myślę o swych kłopotach, tylko patrzę na przyrodę,na innych biegaczy, wyluzowuję się całkowicie, także odstresowuje. Tłoku nie lubię. Jak jest duży tłok, niektórzy biegacze są mocno nasmarowane różnymi maściami rozgrzewającymi, śmierdzącymi, tego nie lubię.

2. Jak, według Pana, wyglądają idealne warunki podczas treningu i podczas zawodu?

Nie ma znaczenia. Byle deszcz nie padał. Ale jak już się biegnie i zacznie padać deszcz, no to… nie rezygnujemy. Ale… nie ma żadnych jakichś specjalnych, oczywiście, ładna pogoda — to się przyjemniej biegniesz. Słoneczko, to przy godzinę rano pobiegać, żeby nie było za gorąco. Ale tak to… nie ma znaczenia. Każda pogoda jest dla biegaczy.

3. Jakie jest Pana największe marzenie biegowe? A jeżeli miałaby Pan wszystko dla spełnienia nawet najbardziej szalonych marzeń związanych z bieganiem? Co w takim razie to mogłoby być?

Moim marzeniem biegowym to jest przebiec maraton w Londynie. Nie mówię o Nowym Jorku, bo to jest już za daleko i za drogo, w Londynie bliżej. Ale niestety nie udało mi się wylosować w zeszłym roku, a w tym roku już jest za późno, tak że… 

 

4. Proszę powiedzić o najtrudniejszym treningu, który miałaś. Jaki, według Pana, był rezultat? Jaka była najcenniejszą wiedza po tym treningu?

Dla mnie najtrudniejsze treningi to podbiegi pod górę. Nie lubię tego. Zawsze zakładałem czapkę, żeby nie widzieć góry. Daszek zasłania górę — wszystko mam płaskie, i wtedy biegam :) Także, no i… nie lubię treningów interwałów. Przez to jestem za stary na interwały, i także biegam raczej bardzo spokojniej. Chociaż… wyniki były różne. Przecież zacząłem biegać w wieku 63 lat. Także… starszy pan, który rozpoczął bieganie, a w wieku 68 lat ustanowiłem swoją życiówkę w maratonie: przebył poniżej 3:45. 

Trudno mi powiedzieć… Raczej… Najtrudniej to chyba wtedy, kiedy jest upał. Wtedy ciężko i oddychać, a na zawodach często się zdarza, że najszybsi biorą wodę na punktach, a organizatorzy się nie zawsze spisują tak, jak trzeba. I okazuję się, że ci, co są z tyłu wolniejszy, to nie dojrzą dużej(?) muszą beс tego się nie mają się czym, czego napić albo polać. Teraz ostatnio biegłem 22 kwietnia maraton w Krakowie. No i właśnie też tak było na kilku punktach nie było w ogóle wody. Były izotoniki, ale izotonikiem się nie będę polewał, bo za słodki, nie? :) Szukałem wody czystej, ale później już pod koniec było, ale przez to się ciężko biegłem.

 

5. Która część ciała jest najważniejsza dla Pana,  jeżeli chodzi o proces biegania: jakiej części ciała jest Pan najbardziej wdzięczny, dlaczego?

Kolana :) Teraz mam nawet problem z kolanem. Jest niby trochę lepiej, bo biegam. W niedzielę pobiegłem półmaraton w Opolu. Byłem zapisany na maraton, i cały czas zastanawiałem, to pobiec maraton czy połówkę. Miałem możliwość wyboru. Zdecydowałem jednak połowę, bo kolano coraz więcej bolało. Mówię, to mogę nabawić się kontuzji, to lepiej zejść z trasy szybciej. Także kolana dla mnie są najważniejsze w tej chwili. Ale w ogóle przy bieganiu ważna jest głowa. Dlatego, że zwłaszcza przy długich dystansach często się spotykam z tym, że moi koledzy, dużo młodsze ode mnie, o 20 lat, na przykład, nie potrafią dużo szybciej na krótkich dystansach do półmaratonu, a na maratonu zostają z tyłu za mną. Bo głowa im nie pracuje tak, jak trzeba. Mówią: “A ja nie dam rady, muszę się zatrzymać”. Do tego uważam, że głowa przy bieganiu jest bardzo ważna.  

6. Czy miał Pan zajęcia sportowe kiedy byłaś dzieckiem? Czy bieg był wśród wymienionych zajęć? Jeżeli nie, dlaczego Pan zdecydował zacząć biegać? I w jakim wieku to się odbyło?

Nie… Ja się urodziłem w tych czasach, kiedy nie było jeszcze tak, jak w tej chwili, że dużo możliwości. Oczywiście, jako dzieci to bawiliśmy w różne gry: “Podchody”, “Dwa ognie” “Zdobywanie sztandaru”, to były takie ruchowe zajęcia. Ale to… jak to chłopaki się zmawiali pod blokiem, to spotkamy się tam gdzieś… grali, czy w piłke… tylko to było to. Jeżeli chodzi o kiedy i dlaczego zaciałem biegać, Och, to znaczy… Ja zacząłem biegać… Raczej muszę powiedzieć tak: kiedyś mi bardzo denerwowali maratończycy, biegacze, bo blokowali miasto. Jak gdzieś miałem przyjechać akurat w tym dniu, kiedy był maraton, to się okazało, że ulicy pozamykany. I to mi denerwowało. Ale jeszcze wtedy nie myślałem o bieganiu, chociaż, muszę powiedzieć, że sportowo zaciąłem wcześniej, bo chodzę raz w tygodniu na koszykówkę z młodymi ludźmi, gramy w kosza, mamy basen, także to już kilkanaście lat chodzę na to. W związku z tym, rozpoczęcie biegania nie było dla mnie takie ciężkie, chociaż nigdy nie biegałem, ale z tym sportem trochę miałem do czynienia. Kiedy jeszcze jako chłopak taki w szkole średniej trenowałem kajakarstwo, czyli… przez pół roku trenowałem judo, dopóki sobie nie zrzuciłem grubasa na nogę: on przez pół godziny nie mógł oddychać, a ja przez dwa tygodni chodzić :) No także zrezygnowałem z judo i później zacząłem trenować kajaki. No, i także… później to poszedłem do wojska. W wojsku lubiałem biegać. Więc, takie były zajęcia sportowe, no i w międzyczasie też lubiłem grać w ping-ponga, nawet byłem nie najgorszy, także z ruchem miałem do czynienia :) A później… któregoś dnia moja córka studiowała w Kolonii, pojechałem ją tam odwiedzić, a kolega, polak, który ze mną tutaj kiedyś pracował, przeniósł się pod Kolonie, mówi: “Chodź, zobaczysz, jak wygląda u nas maraton”. W maratonie tam biegło 10 tysięcy osób. I stoję, patrzę… Tylu dziadków biegają, to ja też powinien to przebiec :) I wtedy postanowiłem, że muszę przebiec maraton. Dojrzewałem przez… parę lat. A pewnego dnia, czyli w 2009 roku, powiedziałem: “ W tym roku przebiegnę maraton”, mówię do swoich kolegów na koszykówce. Oni mi mówią: “Ty, taki stary, maraton?”. “Wy zobaczycie. Jeśli przebiegnię go w czasie poniżej 4 godzin”. Popukali się w głowę. Pół roku się przygotowywałem, z kolegą, i okazało się, że przebiegłem poniżej 4 godzin. Szok był dla wszystkich, dla mnie największy :) Także to, miałem 63 lata, mówią: tak późno zaczynasz? Lepiej późno, niż wcale! I w zasadzie, z tamtej pory, czyli z 2009 roku, bieganie stało się moją pasją, taką myślą, przewodnią w życiu: wszystko się podporządkowuje pod bieganie. Na początku — żeby sobie krzywdy nie zrobić, żeby nie za szybko, a później to tak wciągnęło, że… można powiedzieć, to jest nauk. W ciągu 8 lat biegania przebiegłem 75 maratonów i 94 półmaratona. Ja nie mówię innych biegów — 5, 10, 15, bo tego jednak było… około 200. Ja potrafiłem biegać co tydzień maraton. Jak się to zregenerowałeś? Nie było problemu, pokazywałem, że wyniki były coraz lepsze, dzięki temu, że ja tak biegałem. 

7. Jakie są uczucia przed samym startem i po mecie? Co dla ciebie jest niezbędne, żeby czuć się dobrze, stojąc w strefie startowej? Co zawsze robisz po zawodach?

Jak zacząłem biegać, okazało, się mój brat biega w klubie w Warszawie, i klub się nazywał “Byle dobiec”. Mi się ta nazwa bardzo spodobała, zapisałem się do nich, i za każdym razem, jak stoję na linii startu, to mówię: “Byle dobiec”. Nie ma znaczenia wynik, ważne, żebym ukończył bieg, czyli “Byle dobiec”! Teraz już jednak jestem trochę starszy, niż od tego momentu, kiedy zacząłem biegać: teraz jest 9 rok mojego biegania, to już te cele są inne. I okazuje się, że takich dziadków biegających za dużo nie ma, to często staję na pudle, i, oczywiście niejednokrotnie tylu młodych za mną przebiega: Jak ty to robisz?”. Mówię: “No staram się, poruszać”.  W zasadzie mi nic nie przeszkadza. Dlatego, że ponieważ ja już nic nie muszę, muszę tylko przebiec, ukończyć. W związku z tym całe przygotowanie to w zależności od tego, jaki długi dystans. Bo, jak na przykład, biegnię półmaraton, żeby miał wodę ze sobą, czapkę, jak maraton — to żeby były żele jakieś. Muszę zregenerować, dojść do siebie. Biega się już w tej chwili powyżej 4 godzin, trzeba się zabezpieczyć. 

 

8. Czy coś zmieniło się w twoich poglądach na bieganie od początku zajęć?

Chyba bardziej mi się podoba teraz, niż na samym pociątku, bo jak zaczynałem biegać, to muszę powiedzić, że żartowałem, że pół-osiedla słyszało, że ja wychodzę z domu i zaczynam biegać. Bo mój oddech był (demonstruje cieżki, głośny oddech), sapałem jak nie wiem. Po 2-3 kilometrach ten oddech się wyrównywał, i było coraz lepiej. A jeszcze muszę powiedzieć, że przed bieganiem okazało się, że miałem bardzo wysoką osteoporozę. Niby to rzadkość u mężczyzn, więcej u kobiet jest osteoporozy, a ja niestety miałem wysoką, nawet miałem taką pieczątkę, wybitą na wyniku swoim, że pisało, że grozi mi samoistne złamanie kości przez złe postawienie nogi, na przykład. 36% ubytku masy kostnej. To było bardzo dużó. Ale… jak zaciąłem biegać, po 2-3 latach nie ma osteoporozy. Wszystko się cofneło, i nie ma problemu z oddychaniem, i nie ma problemu z kością. To jest ten plus. 

 

9. Jaki cel, który postanowiłaś sobie osiągnąć na początku, z perspektywy czasu wydaje się zbyt zaawansowanym, a może nawet wcale nie do osiągnięcia?No moim celem było przebiegnięcie maratonu w czasie 3:45. Biegałem 3:47, 3:46, a 3:45 nie mogłem osiągnąć. Zapisałem się do klubu, do Prorun-u. Przez cały rok solidnie z nimi trenowałem. Poświęciłem się właśnie wszystkim treningom: interwałom, podbiegom… Serce, myślałem, się mi wyskoczy, jak z tymi młodymi ludźmi biegałem, bo to 30-latkowie, 40-latkowie, a tu nagle 65-latek z nimi trenuje. I musiałem dotrzymywać im tempa. Było to bardzo ciężko dla mnie. No i okazało się, że nie mogłem osiągnąć tego wyniku tak, jak chciałem. To ja powiedziałem, "Że w takim razie nie będę się katował, nie będę z wami trenował". I przestałem z nimi trenować, ale, oczywiście, dużo biegałem. Moje treningi polegały na tym, że z zawodów na zawody, potrafiłem co tydzień biegać maratony. I okazało się, że już wtedy w wieku 68 lat już nie trenowałem z zawodowcami, tylko sam, indywidualnie. Moim treningiem było tak, że najpierw pojechałem na maraton do Rzymu, pobiegłem w granicach 3:50, to było nieźle. Tydzień po tym pobiegłem półmaraton w Warszawie —  godzina 46. Tydzień potem pobiegłem półmaraton w Poznaniu — godzina 45 — to była moja życiówka. Tydzień potem pobiegłem na maraton do Lipska. Tam były dwie pętle. Po 5 kilometrach wysiadł mi zegarek, nie widziałem, w jakim tempie biegnę. Na przystankach patrzyłem tylko, która godzina jest, to widziałem już mniej-więcej, jaki tam czas mam. Biegło mi się bardzo dobrze, pierwszą pętle w tłumie, na drugiej pętle biegłem już sam. Kiedy kończyłem maraton, patrzę wielki telebim, a ja mam szansę zejść poniżej 3:45! Przyspieszyłem maksymalnie, i okazało się, że przebiegłem, czyli osiągnąłem swój cel: 3 godziny, 44 minuty, 35 sekund. Szok był dla mnie, że mówię, je nie trenując tak solidnie, ale być może ta baza treningowa, którą wcześniej miałem, dała efekty dopiero w następnym roku. Dla mnie ważniejszymi treningami to były zawody. Bo one mobilizowały, że człowiek chciał jakoś przebieć. 

10. Jaki cel masz teraz? Co Ci w nim zachwyca?

Teraz najbliższym celem… być może, że trochę przeszarżowałym… przez moją kontuzję kolana, to mam problem… Wykombinowałem sobie w zeszłym roku, że na dziesięciolecie mojego biegania chcę przebiec we Wrocławiu. Bo we Wrocławiu rozpocząłem pierwszy swój  maraton, ponieważ jestem wrocławianinem z krwi i kości, bo się urodziłem we Wrocławiu. Przymyśliłem sobie jako cel, że chcę przebieć swój setny maraton na 10-lecie biegania. Mam w tej chwili 75 maratonów. Problemem jest to, że maraton wrocławski jest we Wrześniu, w drugą niedzielę. Gdyby był na koniec roku, miałbym większe szansy, a teraz muszę się sprężyć bardzo. I okazało się, że tak, jak już w tym roku miałem kontuzję, jak mnie stuknuł rowerzysta na przejściu dla pieszych, poniesłem kontuzję, nie mogę za bardzo biegać długich dystansów, to już w tym roku odpuściłem: maraton w Dębnie, maraton w Łodzi, i teraz maraton w Opolu. 3 maratony mi wypadły, które były zaplanowane. Teraz ponieważ mam 75 maratonów, to muszę przebieć jeszcze 24, potem 25, czy setny będzie dopiero we wrześniu w przyszłym roku. Czyli zostaje mi na niecałe 2 lata do przebiegnięcia. Jednego roku, na przykład, 13, drugiego roku 12. Czyli 13 maratonów dla mnie to nic takiego, bo w zeszłym roku przebiegłem 13 maratonów i 18 półmaratonów. 2 lat temu przebiegłem 13 maratonów i 24 półmaratonów. Czyli widać, że organizm daje rady. Ale teraz, z tym kolanem, to nie wiem, czy ten cel będzie do zrealizowania. Oczywiście, nic na siłe. Jak powiedziałem, to jest taka idea fiks, bardzo mi to pasowałoby: 10-lecie biegania i setny maraton, no to byłby wyczyń. Zobaczymy.

bottom of page